no właśnie dlaczego?
dlaczego w ludziach tyle nieszczęścia, samobiczowania,
zgryzoty, palących lęków, niekończących się wątpliwości,
dlaczego od urodzenia uczeni jesteśmy
martwić się, narzekać, rozdrapywać nasze rany,
wyolbrzymiać winy i rozczarowania
dlaczego w nas tyle zgody na otaczającą nas wszechobecną
frustrację
?
dlaczego nikt nie uczy od podstaw radości,empatii i współpracy
dlaczego wszystko można zamknąć w jedno bardzo polskie słowo
problem
wymiennie z tragedią, "starą bidą", ostatnio modną masakrą,
w najlepszym wydaniu jest "nie najgorzej"
dlaczego czytam kolejny blog ociekający
klaustrofobicznym smutkiem, żalem i rozdarciem
dlaczego skoro samozwańczy mistycy, poszukiwacze złotego środka, medialni szarlatani,
sprzedawcy wycieczek do krainy powszechnej szczęśliwości
tyle mają cudownych recept, pigułek na śmiech i życiową potencję, tyle czarodziejskich
wskazówek, rad, poradników
uśmiechaj się
ciesz się chwilą
smakuj życie
skupiaj na małych przyjemnościach
posadź kwiaty w ogródku
pij wodę
uprawiaj sport
ćwicz jogę
i skacz po łóżku jak dziecko
a osiągniesz zen
osiągniesz ten życiowy orgazm
wrócisz do natury
i happy end
a ja się pytam
i co z tego wynika
po co komu na co
ta tajemna wiedza
podszyta fałszem
skoro dookoła
w każdym małym życiorysie
puszka pandory
i wszystkie plagi egipskie
skoro
czuję ten kamień uwiązany u serca
ten ciężar każdego oddechu
jak zaraza najgorsza
bo nieuleczalna
czy to z mlekiem matki-polki wyssałam tą nachalną skłonność
do umartwiania się, wewnętrznej depresji, uwypuklania "życiowych porażek"
drobnych potknięć, rozchwiań serca
czy
ten trujący jad polskiego pesymizmu
trwale rozlał się po moim sercu
i na zawsze zanieczyścił nerwosploty odczuwania
i nawet kiedy czasem wychodzi w tej szarości ogólnej
słońce
nawet kiedy radość przeciska się uparcie
przez grubą bezpieczną powłokę straconych szans, niepodjętych wyzwań, zapomnianych rozkwitów
i wzruszeń
wstyd się przyznać nawet przed
Sobą samym
że szczęście często przelatuje nam koło nosa
że wszystko może być prostsze niż nam się wydaje
że może chodzi tylko o to żeby
zatrzymać się
docenić
podziękować
i się szeroko uśmiechnąć
a nawet jeśli
jest obok ktoś
kto dostrzeże ( zbyt często z nieumiejętnie ukrywaną zazdrością- niestety)
że się udało
zrzucić na chwilę płaszcz kieszeni pełnych codziennego nonsensu
zaprzeczamy
szybko, wstydliwie, z samo-pokutą na twarzy i w sercu
bo o szczęściu mówić nie wolno
bo szczęście należy wiecznie kontestować
podważać
podejrzewać
spoglądać jak na intruza
nieznajomego który może nas wyrwać z tej bezpiecznej lepkiej mieszaniny
dusznych spojrzeń pełnych żalu
głośnych twardych westchnień dezaprobaty
zbiorowa depresja, apopleksja i dystans
wrodzona niechęć i marudzenie
bo szczęście bywa na filmach
widuje się je też czasem ,,na zachodzie''
bo na szczęście nas nie stać
bo ojciec, bo matka
bo córka, bo kochanka
bo dzieciństwo nie takie,
niesprawiedliwe spłodzenie, urodzenie,karmienie
w lęku dorastanie
w winie dojrzewanie
w nerwach zasypianie
wyrzuty, zarzuty, krzyki i trzaski
kwas solny wylewany
bo szczęście nie spadnie nam z nieba
bo grzech, bo pokuta i kara
bo emocjonalne zaniedbanie, duchowe zwapnienie
bo użalanie się nad sobą
bo na szczęście nie zasługujemy
bo na szczęście trzeba ciężko zapracować ( w kamieniołomach najlepiej)
bo...
na szczęście
na szczęście
na szczęście
Proszę Państwa ja postanowiłam się leczyć
i choćbym miała odgryźć tą pępowinę
polskiej nieznośnej ciężkości bytu
choćbym miała zagryźć w sobie
ciążącą przeszłość i palące nawyki
uwolnię się
sama dla Siebie
nauczę się uśmiechać
codziennie szerzej