poniedziałek, 3 grudnia 2012

kryzys cukru



00:23

Po inauguracji naszej wanny z bąbelkami, zachlapaniu całej łazienki i śpiewaniu na cały głos francuskich piosenek o miłości, resztkami sił odpędzam hipnotyczne myśłi o ciepłym, nicodemnieniechcącym  łóżku i zmuszam się do przepisania tej nocy.
 
Na stole butelka wina, paciorki granatu, dzbanek kawy, której penwnie i tak nie dopiję, a dookoła 140 mciszy i pozornego spokoju. Dziś nikogo nie stołuję, nie wpuszczam nieproszonych gości z równolgłych światów, nie szukam przygód, ani opieki, ani nawet natchnienia. Po prostu chcę doczekać do rana i zobaczyć co mnie tam czeka.

O życiu warszawskim pisać nie chcę. W żyłach ciągle ten kryzys cukru i światła brak, więc protest trwa, dobrze że nie głodówka. Do nieba mi się chcę. Do ciepła.

 


2 komentarze:

  1. Kryzys cukru to nic, ale ten brak światła.
    Człowiek się w bestię zamienia zimą.

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiesz no, przywilej bycia na roku dyplomowym chyba... Za parę miesięcy jak zaczne pisać prace pewnie nie bedzie już tyle czasu. No iteż trzeci rok juz bez internetu mi zlatuje, tzn internetu w mieszkaniu, czyli jak cos chce dodac tam u mnie to do maca latam, no ale dzieki temu mam wiecej cierpliwosci i skupienia jak siedze u siebie w pokoju. Brak życia socjalnego tez pomyslnie wplywa na ilosc wolnego czasu do rozdysponowania, by usiasc wieczorem i napisac cos o wakacyjnej podrozy ;)Po ukonczeniu szkoly wtedy terazniejsze zycie mnie tez prawdopodobnie kopnie w tylek, wiec nie ma w tej mojej tylko tymczasowej lekkosci bytu zadnej tajemnicy

    OdpowiedzUsuń