Z listu do M:
ptaki śpiewają, słońce wlewa się przez okno, pachną frezje które dostałam od C...
dobrze jest wychodzić z zimy w domu, gdzie więcej jest kontaktu z naturą i nie-betonowym powietrzem...
czy uwierzysz że to już nasza 4 wiosna???!!!
może nigdy Ci tego nie mówiłam, ale 8 marca od zawsze był dla mnie wyjątkowym świętem... nie dlatego że prl, nie dlatego że feminizm, nie dlatego że niby kobiety mają być wyróżniane... ale dlatego, że...
21 lat temu ojciec kupił mi fioletowe krokusy... to było najpiękniejsze wydarzenie na skalę mojego niespełna 4 letniego życia...pamiętam wszystko dokładnie, moment jak mi je dawał, że czułam jakby ktoś mi włśnie dawał gwiazdkę z nieba, jaka byłam dumna, że na reszcie mnie zauważył, na reszcie może nie wstydzi się że nie jestem chłopcem, że na reszcie mi coś dał- coś co było tylko dla mnie...a później pamiętam jak godzinami gapiłam się na te krokusy jak stały na parapecie przy oknie...jakie były piękne, jakie były wyjątkowe, jaka ja byłam wyjątkowa...
tak bardzo chciałam być dla niego ważna, tak bardzo chciałam, żeby mnie zauważył, żebym była dla niego Widzialna, tak bardzo chciałam żeby mnie na swój może nieudaczny sposób pokochał...
a później... później przez 21 lat aż do dzisiaj pozostała pustka i tęsknota ... i wielkie , niezaspokojone nigdy więcej oczekiwanie...
co roku wraca obraz tych krokusów, co roku budzę się a one nadal pachną, co roku marzę żeby je jeszcze kiedyś zobaczyć...
co roku czekam
co roku walczę z gorzkim rozczarowaniem
i z roku na rok czuję się coraz bardziej samotna i niezauważona...
może ci tego nigdy nie mówiłam, może to że mówię i tak nic nie zmieni, ale chciałam się komuś wyżalić, że ta Calineczka w środku mnie od rana dzisiaj płacze i ciągle czeka..
:-(
ukołysz mnie w swoich dłoniach
K
ps- mam pomysł na jeden z moskiewskich wieczorów...
dobrze jest wychodzić z zimy w domu, gdzie więcej jest kontaktu z naturą i nie-betonowym powietrzem...
czy uwierzysz że to już nasza 4 wiosna???!!!
może nigdy Ci tego nie mówiłam, ale 8 marca od zawsze był dla mnie wyjątkowym świętem... nie dlatego że prl, nie dlatego że feminizm, nie dlatego że niby kobiety mają być wyróżniane... ale dlatego, że...
21 lat temu ojciec kupił mi fioletowe krokusy... to było najpiękniejsze wydarzenie na skalę mojego niespełna 4 letniego życia...pamiętam wszystko dokładnie, moment jak mi je dawał, że czułam jakby ktoś mi włśnie dawał gwiazdkę z nieba, jaka byłam dumna, że na reszcie mnie zauważył, na reszcie może nie wstydzi się że nie jestem chłopcem, że na reszcie mi coś dał- coś co było tylko dla mnie...a później pamiętam jak godzinami gapiłam się na te krokusy jak stały na parapecie przy oknie...jakie były piękne, jakie były wyjątkowe, jaka ja byłam wyjątkowa...
tak bardzo chciałam być dla niego ważna, tak bardzo chciałam, żeby mnie zauważył, żebym była dla niego Widzialna, tak bardzo chciałam żeby mnie na swój może nieudaczny sposób pokochał...
a później... później przez 21 lat aż do dzisiaj pozostała pustka i tęsknota ... i wielkie , niezaspokojone nigdy więcej oczekiwanie...
co roku wraca obraz tych krokusów, co roku budzę się a one nadal pachną, co roku marzę żeby je jeszcze kiedyś zobaczyć...
co roku czekam
co roku walczę z gorzkim rozczarowaniem
i z roku na rok czuję się coraz bardziej samotna i niezauważona...
może ci tego nigdy nie mówiłam, może to że mówię i tak nic nie zmieni, ale chciałam się komuś wyżalić, że ta Calineczka w środku mnie od rana dzisiaj płacze i ciągle czeka..
:-(
ukołysz mnie w swoich dłoniach
K
ps- mam pomysł na jeden z moskiewskich wieczorów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz