sobota, 22 grudnia 2012

palcem po mapie




końca świata jak nie było, tak nie ma. prezenty kupione, przeterminowane setki fuji też. przez głowę przemknęła niebezpieczna myśl, że może rozwija się we mnie jakiś maleńki groszek, kijanka, rybionek. i to tylko dlatego, że straszna mi była jajecznica na boczku z pomidorami, którą tak uwielbiam. a później to już tylko gorzej i spotkania pierwszego stopnia z białymi powierzchniami na poziomie kolan.

dzisiaj pakowanie prezentów, oprawianie obrazów, prawdziwie poprawnie polityczny podział ról- ja w kuchni, a Ty z wiertarką. w sklepach tłumy i pan na kasie, który nie mógł uwierzyć  jak zobaczył moje jogurty i banany. żadnych kilogramów mięsa, wędlin, ryb i zestresowanego biednego karpia w wiaderku. lubię, że święta z Tobą są po prostu Spokojem. lubię, że wyzwoliłeś mnie od  polskości, marznięcia na rynkach i stania w kilometrowych kolejkach. lubię, że liczy się symbol, wolniejszy czas i poczucie że nic nie trzeba. żadnego zastaw się a postaw, żadnego tygodniowego sprzątania, żadnego świecenia przed sąsiadami i rodziną. lubię.

tylko pasztetu Ojca będzie brakować.

no i czas się zabrać za dokładniejsze zaplanowanie tej podróży. zostało 3 dni a oprócz czasu wylotu i przylotu wiem niewiele. w sumie to nic. za dużo myślenia fotograficznego, za mało logicznego. oto ja.






 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz