paruje poranna kawa
schnie na mnie koszulka mokra po bieganiu
siedzę nad otwartym kalendarzem
i śmieję się sama z siebie/ do siebie
( choć wiem, że jest to raczej śmiech przez łzy)
wczoraj potwierdzono ostatnie terminy
we wszystkich trzech szkołach
i jakimś cudem
nic na siebie nie zachodzi
jakimś cudem
nie zapowiada się na dwa egzaminy w ciągu jednego dnia
ale mimo to
czuję się jakby to był jakiś ponury żart
ogrom nauki mnie przeraża
przerasta moje najśmielsze wyobrażenia
oddech krótki urywany
i doprawdy nie mam pojęcia
skąd we mnie tyle Nadziei
skąd tyle siły żeby ciągle o siebie walczyć
skąd tyle wiary że
jest szansa
że się uda
siedzę nad tym kalendarzem
i obmyślam strategię przetrwania
to będzie wojna na
śmierć i marzenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz